Koń samonośny

Koń samonośny kontra konik na biegunach.

Książka „Jazda konna dla dorosłych” jest zbiorem informacji wykonawczych dla człowieka, chcącego klasycznie jeździć konno. Klasycznie w sensie historycznym, a nie tak jak to sobie wyobrażają jeżdżący sportowo czyli te osoby, które jeżdżą z tak krótkimi puśliskami, że o tym nie wiedząc, siedzą na koniu w dosiadzie fotelowym i jednocześnie dały się wpisać w linę 3 punktów. Wyjaśnienie, skąd się wzięła w europejskim jeździectwie ta pozycja ograniczająca możliwości jeździeckie człowieka, i dlaczego nie jest korzystna w czasie j. k. dla wszystkich, także znajdziecie w książce. Jest w niej także spis literatury tj. tekstów zawierających informacje o tym, jak siedzieć-stać na samonośnym koniu. Samonośnym, to jest takim, który jeśli mu nie przeszkadzamy to sam „ustawi” się pod amazonką/jeźdźcem, sam niesie głowę i daje się sterować myślą i ciałem człowieka, bez użycia wodzy. W kłusie jest miękki jak góralska pierzyna, a w galopie nie kica jak niedźwiedź, czy jak konik na biegunach. Ktoś zapyta po co uczyć jazdy z wiszącą wodzą? No bo ile mamy w PL samonośnych koni? Szczerze odpowiem, nie wiem, kilka widziałem, na pewno w Weście będzie ich sporo, gdyż ta grupa jeżdżących konno nie uległa XX wiecznej sportowej „modernizacji”. I luźne wodze pokazują kto prawdziwy kowboj a kto tylko za kowboja przebrany. W sporcie mamy konie w zdecydowanej większość zawieszone i sterowane za pomocą przeciągania z nimi wodzy. Nie mam racji? Spójrzcie na to jaki mają kształt Wasze wodze. Jeśli wiszą swobodnie w 3 chodach i na zakrętach, to Wasz koń jest samonośny. Jeśli wodze przypominają struny fortepianowe, to Wasz koń należy do zbioru koników na biegunach. Gadanie, że nie wszyscy mogą jeździć na luźnej wodzy nie jest prawdą, wystarczy spojrzeć jak jeżdżą nawet dzieci i nastolatki w Weście, w Hiszpanii czy w Ameryce południowej. Zapewniam, że mogą wszyscy, ale trzeba chcieć i wiedzieć jak się to robi. I to nie jest mój autorski pomysł, mamy własne tradycje, tak jeździli nasi przodkowie przez setki lat i dopiero w XX wieku powstały „unowocześnienia” które wbrew szumowi robionemu wokół nich, nie podnoszą naszego jeździectwa na wyższy poziom.  Dzięki nim dydaktyka sportowa szuka genialnych skoczków, którzy nie muszą umieć jeździć klasycznie a jeśli nie udaje się znaleźć genialnych dyletantów (wyjaśnienie kto to, znajdziecie w książce) to szkolenie ma być szybkie, łatwe i wygodnie . A tak nie da się szkolić centaurów! Gdyż jazda konna wymaga pracy, wygarbowania sobie, miedzy innymi, skóry pod kośćmi siedzeniowymi i tego o czym pisałem we wcześniejszych postach. Oczywiście sportowo jeżdżący się ze mną nie zgodzą, ale jeśli np. Wasza trenerka/r ustawiają Was w linii 3 punktów, wasz koń wisi na wędzidle a wy musicie Np. na łuku trzymać zewnętrzną łydkę prawie poziomo, by zastawić koniowi wypadający na zewnątrz zad, i trenerka/r tego nie widzą, lub udają, że nie widzą, to wasza edukacja jeździecka, za Wasze pieniądze, jedzie nie tam gdzie uważacie, że jedzie. Opisuję to co nie raz widziałem i sam, dawno temu przechodziłem. Podobnej ekwilibrystyki jest więcej, w książce opisuję jak sobie z tymi sportowymi „ulepszeniami” dać radę. Zaś to, że widzę sportowe skróty, nie oznacza, że mam coś przeciw wyczynowi w j. k.. W sporcie jeździeckim nie ma nic złego, ale znaj proporcje Mo cium Panie. Najpierw jeździmy potem skaczemy lub ujeżdżamy. O skakaniu przez przeszkody pisał już Ksenofont, w XVII wieku skakał przez rogatki na chłopa wysokie niejaki Kossakowski, skakał przez wóz książę Pepi ( Józef Poniatowski) podczas wojny o konstytucję 3-go maja, w 1812 skakał przez wykroty Generał Konopka na angielskiej kobyle, itp. itd. Zatem jeśli mamy w historii naszej j. k. przykłady skakania przez przeszkody, to nie jest to żadna nowość. Pomijam te potrzebne, ale w drugiej połowie XX wieku, przy okazji „unowocześniania” do j. k. dodano tyle złych „usprawnień” czy skrótów, których nie spodziewałby się żaden z mistrzów ekwitacji, od kiedy ujeździliśmy konie.Te usprawnienia mają określony cel, w książce znajduje się wyjaśnienie jaki, i zapewniam Was, że nie każda/y musi wchodzić na linę podstawianą przez sportowych. Dlaczego akurat na linę? Wyjaśnienie znajduje się w książce. Jednak niestety od lat tak się dzieje, że na tę linę trafiają wszyscy a dzieciaki i nastolatki nie mogą się doczekać skakania i innych zadań sportowych, po czym gdy z pąków zamieniają się w kwiaty, zabawa w balansowanie na linie się kończy.  Nagle jest milion powodów żeby pozbyć się owijek, czapraków, ogłowi, siodeł i … ukochanych(?) koni. Nie raz to widziałem, między innymi dlatego powstała książka „Jazda konna dla dorosłych” bo nauka j. k. jest jak nauka tańca. Będziemy dobrze tańczyli tylko wtedy, gdy potrafimy panować nad naszym ciałem, gdy nauczymy się właściwych dla tanga, walca czy innego tańca ruchów. W jeździe konnej jest tak samo, gdyż gdy „tańczymy” z koniem, obwiązuje kilka zasad, przypomnę najbardziej podstawowe : nie usztywniamy się, nie przeciągamy z koniem wodzy, siedzimy w siodle prosto oraz trzymamy wodze tak, jak by to były skrzydła motyla. To oczywiście nie wszystko co nam jest potrzebne do opanowanie klasycznej jazdy konnej.  „Instrukcja obsługi” człowieka dosiadającego samonośnego konia jest dłuższa, zatem zapraszam do lektury i praktycznego sprawdzenia, tego co zawiera „Jada konna dla dorosłych”   Zamówienia proszę składać przez info@jazdakonnadladoroslych.pl Książka kosztuje 60 zł brutto, + koszt wysyłki DPD 16 zł brutto. Młodzież szkolna i studenci 10% zniżki.