Genialni dyletanci i trzeci styl, czyli nowe co jest bardzo stare. (Cz1.)
Dzięki zmianom ustrojowym schyłku XX wieku bardzo się u nas przez ostatnie 20 lat rozwinęło, ale jak w czasach PRL-u, gdy było sportem niszowym , nadal dzielone jest na lepsze, czyli wyczynowe i gorsze czyli rekreację zwaną z przyczyn mi nie znanych tatersalem, niestety metody szkoleniowe dla obu grup są jednakowe!. Owo dążenie do sukcesów w sporcie spowodowało ujednolicenie szkolenia i podporządkowanie go dwu sprzecznym ze sobą kierunkom tj. szkoleniu skokowemu i ujeżdżeniu z pominięciem nauki zwykłej jady konnej.
„Sportowi” uważają, że nowoczesne metody szkoleniowe są dobre na wszystko, zatem nie przyjmują do wiadomości tego, że dla początkujących i mniej sprawnych fizycznie są one po prostu niewłaściwe, nie dostrzegają i nie akceptują także faktu, że jeździectwo jest sportem ekstremalnym wymagającym w pierwszej kolejności identyfikacji potrzeb i możliwości osoby szkolonej i to do nich dopasowania procedury szkoleniowej!.
Koń przyzwyczajony do towarzystwa psa, to koń mniej wrażliwy na bodźce.
Mam za sobą długie, zażarte dyskusje z „nowoczesnymi” (od co najmniej 2004 roku) na ten temat i pełną świadomość faktu, że opór ze strony zwolenników wyłącznie sportowego szkolenia przed zaakceptowaniem trzeciej – bo nowej wg nich, drogi szkoleniowej jest nadal wielki, jednak dzięki Internetowi i ruchom rekonstrukcyjnym przybywa jeżdżących „inaczej” i chętnych do poznania czegoś nowego. To „nowe” to metody szkoleniowe tak naprawdę czasem bardzo stare, bo sięgające od antyku do wiedzy zgromadzonej przed początkiem XX wieku, u nas w sporej części niestety zaniechane po II WŚW, na szczęście nie zarzucone na obszarach gdzie koń nie jest jedynie sportową zabawką, dzięki czemu mamy wzory do których możemy się odnieść.
Odchylenie prawego ramienia do tyłu wspomaga skręcanie w prawo, lewe ramię wychylane do tyłu pomoże skręcić w lewo, to ćwiczenie i zaprezentowane poniżej pomagają rozszerzyć pamięć motoryczną, jeździec „uczy” swoje ciało prawidłowych zachować się w określonych sytuacjach.
Już słyszę głosy protestu, że sportowi nie traktują koni przedmiotowo, że sport rozwija hodowlę, że konie przetrwały dzięki niemu ciężkie czasy PRL-u, że sportowcy mają być wzorem do naśladowania … i tu hola kochani sportowi, tutaj zaczynaj się schody, gdyż już przed II WŚW dostrzeżono, że sport co nieco dzieli od zwykłej jazdy konnej.
Prawa dłoń na lewym ramieniu pomaga skręcać w lewo.
Powtarzam to od od lat kilku ale całkiem niedawno, dzięki Poznańskiej Bibliotece Cyfrowej zdobyłem dowód na to, że nie odkryłem ameryki, gdyż podobną opinię znalazłem w artykule „Nasz kierunek jazdy konnej” który napisał mjr dypl Tadeusz Nalepa w 1929, a opublikował w Przeglądzie Kawaleryjskim nr 8 / 1933, w nim czytamy …W szkoleniu kawalerii polskiej wybrano kierunek rewolucyjny, nie ewolucyjny oparty o doświadczenia armii byłych zaborców. Obrano kierunek nowy, propagowany przez garstkę, genialnych wprawdzie, ale dyletantów jazdy konnej i to w kierunku par excellence sportowym. Skutek był ten, że wyszkolono pewną ilość jeźdźców świetnych, lecz większość podążyć za nimi nie była w stanie. Do sukcesów dochodzili nie drogą systemu szkolenia a indywidualności lub przypadku ( dlatego, że trafili na dobrego konia – przypis KT). … po tak ostrym stwierdzeniu musiały być protesty w środowisku jeździeckim gdyż w numerze 11 PK w tym samym 1933 roku mjr Nalepa wyjaśnia – W poprzednim artykule użyłem określenia „dyletant” obawiam się aby go ktoś nie zechciał rozumieć inaczej, aniżeli rozumiem je ja i czuć się tym dotkniętym. Pod określeniem tym rozumiem jeźdźca o tak genialnym uzdolnieniu, że mógł pominąć wszelkie, wiekową tradycją i praktyką uświęcone, zasady, a po tytuł mistrza sięgnąć swoim indywidualnym systemem, systemem jednostek, a nie ogółu adeptów sztuki jeździeckiej. Te słowa dotyczą konkretnych ludzi, spowodowały wówczas sporą polemikę, jednak w tym artykule nie czas i miejsce na zgłębianie tego tematu, współcześnie mamy system szkolenia do sportowego używania! koni, ja zaś, jeśli nawołuję do powrotu w szkoleniu podstawowym do zasad uświęconych wielowiekową tradycją nie lekceważę znaczenie sportu i potrzeby jego uprawiania, powtórzę jeszcze raz, najpierw uczmy jeździć potem ujeżdżać albo skakać.
Nogi w pozycji jak u sarmatów, pięty lekko w dół, lewa stopa podana do przodu, prawa wisi w pionie, lekkie oparcie na strzemionach, elastyczny staw skokowy.
Niestety między innymi ze względów merkantylnych nasze szkolenie od wielu lat „idzie” na skróty. Ma prawo obrażać się na moje „obrazoburstwo” każda(y) z Pań i Panów trenerek/trenerów, kto jest w stanie przekonać początkujących entuzjastów jeździectwa do rzetelnego trybu szkolenia, przeprowadzonego zgodnie z zaleceniami zawartymi np. w pytaniach i odpowiedziach (po usunięciu z nich kilku istotnych błędów) na brązową i srebrną odznakę jeździecką PZJ. Niestety jestem pewny, że równie silna jak misja szerzenia wyczynu jest presja finansowa ze strony klientów oczekujących silnych wrażeń podczas podrywanego kłusa i kicanego galopu, oraz w wielu przypadkach niekompetencja rodziców!!!, oczekujących od trenerów sowich pociech, często nie mających dostatecznych predyspozycji do uprawiania jeździectwa, wyników sportowych nie możliwych do osiągnięcia w krótkim czasie.
Skręcamy w prawo wokół prawego punktu podparcia tj. miejsca styku prawego krętarza mniejszego z siodłem, prawa łydka i stola wspomaga chwilowy obrót ciała osi pionowej. W lewo robimy to samo wokół lewego krętarza mniejszego.
Zdaję sobie sprawę, że moja krytyka nie jest przyjemna dla wielu osób zaangażowanych w szkolenie ale wywołuje ją od lat to, że toleruje się wszelkie „skróty” dydaktyczne, zamiast stawiać na nudną, ale dającą efekty w długiej perspektywie czasowej naukę prawdziwej, tradycyjnej a nie wyczynowej jazdy konnej.
Wiedzy w dokumentach historycznych na której można się oprzeć jest sporo i dlatego od momentu gdy zwątpiłem w nowoczesną dydaktykę sięgałem po argumenty z różnych epok, i … niewiele to dało!, gdyż cała współczesna dydaktyka sportowa jest opata na „wynalazkach” XX wieku. Zatem, na skutek oporu sportowych postanowiłem sprawdzić „przykazania” których z takim żarem bronią, sięgnąłem po pytania które PZJ przygotowało dla chętnych do starania się o jej odznaki, w założeniu mające podnieść na wyższy poziom wyszkolenia, pojedynczo i grupowo, współczesnych sarmatów i okazało się, że wiedza w nich zawarta nie pokrywa się z praktyką znaną w realu.
Kłus z trawersem w prawo, pamięć motoryczna kontroluje sekwencję ruchów poszczególnych części ciała jeźdźca, który co krok minimalnie „przesiada się” w przestrzeni w kierunku w którym chce pojechać trawersem. Wprawiony jeździec pojedzie trawersem bez spychanie konia zewnętrzną łydką , uzyska ruch przenosząc swoją masę w żądanym kierunku. Koń potrzebuje trochę czasu na przyzwyczajenie się do tego sposobu przekazywanie komendy.
Pomijając mniejsze czy większe błędy które znalazłem w pytaniach i odpowiedziach na nie, mam nadzieję, że wiedza w nich zawarta zostanie uznana za punkt odniesienia w dyskusji nad tym czy najpierw uczyć jeździć czy od razu stawiać na wyczyn.
Skoncentruję się na omówieniu pytań dotyczących „ustawienia” sylwetki jeźdźca na koniu w czasie jazdy czyli wszystkim co związane jest z tzw. dosiadem.
Na początek autorka (autor?) pytania na brązową odznakę (nr 253) prosi o wymienienie rodzai dosiadu. Odpowiedź brzmi : Wyróżniamy trzy zasadnicze rodzaje dosiadu: dosiad ujeżdżeniowy (zwany też podstawowym), pół siad i dosiad stiplowy.
W następnym pytaniu (254) zawęża definicje dosiadu do jednego, tj. do ujeżdżeniowego jako podstawowego.
Biorąc pod uwagę fakt, że w tym jednym przypadku jeździec (poza fazą anglezowania) ma stały kontakt z siodłem, można go uznać za rzeczywisty dosiad, pozostałe tj. pół siad i tzw. dosiad stipolowy, nic wspólnego z dosiadem nie mają, gdyż nie ma w nich kontaktu jeźdźca z siodłem. Są to sposoby na używanie konia do zadań szczególnych, i tak pół siad jest przydatny przy podjeździe do przeszkody i przy strzelaniu z łuku, stiplowy do wyścigów, a oba, mają niewiele wspólnego z tradycyjną jazdą konną.
Zdecydowanie lepiej prawidłowy dosiad opisuje portugalski król Don Duarte w roku 1439, gdy podaje 6 elementów które pomagają twardo siedzieć na koniu.
1.Zawsze siedzieć w siodle prosto bez względu na to co się robi.
2.Mocno przykładać nogi do konia.
3.Oprzeć pewnie stopy w strzemionach.
4. Należy wiedzieć jak i kiedy używać rąk.
5. By dosiad był pewny należy dostosować sposób jazdy, w zależności od siodła tj. w
zależności od jego typu i proporcji.
6.Należy wiedzieć jak panować nad sobą należy siodło i strzemiona dobrać do akcji jaką
podejmujemy w oparciu o zachowanie dosiadanego konia.
Wbrew pozorom od czasów Don Duarte by dobrze jeździć konno (nie rozmawiamy o skokach przez przeszkody) niewiele więcej potrzeba, zaś nowoczesność czyli dydaktyka XX w. stworzona na bazie sukcesów „genialnych dyletantów” dała nam całą listę błędów dosiadu których opis znajduje się w pytaniu 261, na brązową odznakę PZJ, które brzmi : Wymień najczęstsze błędy dosiadu? Należy odpowiedzieć : Najczęściej spotykane błędy to ogólny brak rozluźnienia mięśni, podciąganie kolan i pięt do góry, klapiące łydki, sztywna, zablokowana ręka, garbienie się.
Przypadki wymienione w ww. pytaniu są u nas często widziane nie tylko w szkoleniu podstawowym, zatem powtórzę jeszcze raz, że może protestować przeciw moim tezom każdy, kto jeździ konno i nie obserwuje u siebie ani jednego z wyżej wymienionych błędów!. Próbując odpowiedzieć na pytanie dlaczego wymienione wyżej błędy są u nas tak powszechne wrócę, po raz kolejny, do problemu ustalania sylwetki początkującego jeźdźca, którego na progu jeździectwa wciska się układ w którym wg zalecań PZJ jeździec musi siedzieć prosto, tak, że można poprowadzić pionową linię od ucha poprzez bark, staw biodrowy i staw skokowy … . Nowocześni oczywiście nie zgodzą się ze mną, ale to w tym schemacie ukryte jest źródło ww błędów, gdyż narzuca się go wszystkim bez zastanowienia czy dadzą radę w nim się zmieścić!. Dzisiaj nikt nie chce pamiętać, że ten schemat przywieźli do Europy Mongołowie i Tatarzy, i że powtórnie „wymyślili” go ponad 100 lat temu rosyjscy wojskowi, bo w takiej pozycji jeździec wygląda dostojniej, bardziej ceremonialnie, jakby stał na baczność, a dzięki temu, że pasuje on do sportu wyczynowego, muszą w niego wchodzić także Ci, którzy o wyczynie nawet nie pomyślą. Złe w nim jest to, że utrzymanie takiej sylwetki w każdym ruchu zmusza jeźdźca do „jazdy w górę” tzn stałego podnoszenia się w strzemionach i stałego osłabienia dosiadu!, co przy skokach jest nawet pożądane ale dla zwykłej jazdy wręcz szkodliwe, gdyż w tym przypadku zależy nam na jak najmocniejszym kontakcie z siodłem!.
Zdjęcia Anna Deszczyńska.